Na początku byłam niezwykle zaciekawiona książką. Narracja przedstawiona w oryginalny sposób poprzez wywiady z członkami zespołu, ciekawy klimat, miejscamami nawet zabawana. Przez pierwsze 150 stron czułam się bardzo zaangażowana w historię i zżyłam się z bohaterami, potem było już gorzej... Książka strasznie się ciągnęła, a bohaterowie stali się jednowymiarowi i kierujący się zaledwie jedną motywacją. Nie wiem, może wtedy była właśnie taka specyfika tamtych czasów. Mimo wszystko uważam, że jest to tytuł warty przeczytania.
Trochę chaotyczna forma, ale i tak wciągająca. Ostatecznie od encyklopedycznej wiedzy ważniejsza jest tu atmosfera.
Co do samej treści: rany, ale ten światek muzyczny to był syf. Nie chodzi mi tu o seks, bynajmniej (choć ilość występujących tam chorób wenerycznych z dzisiejszej perspektywy jest załamująca). Może trochę o narkotyki. Ale głównie o to, że 90% opisanych osób to narcystyczne dupki z przerostem ego. A muzykę da się tworzyć będąc też fajnym człowiekiem...